Witajcie kochani!!! Dzisiaj termin kolejnej odsłony kuchennego salu. Ogromnie się cieszę, że wzięłam się za młynek już jakiś czas temu i czekał sobie wyhaftowany na swoją porę publikacji. Gdybym zostawiła go sobie na ostatnią chwilę, pewnie bym nie dała rady go wyszyć. Przeziębienie nadal mocno mnie trzyma i nie chce puścić, a w związku z tym wszystko idzie mi dwa razy wolniej i trzy razy ciężej. Aż sama jestem na siebie zła.
Wracając do salu – to dzisiaj pokazuje Wam cudowny młynek do kawy w klimatach retro. Posiadam takowy w kuchni, ale przyznam Wam się, że zdobi on jedynie moją półkę, bo do mielenia ziaren kawy używam elektrycznego. Nie mniej wygląda on przepięknie, a sam haft wyszedł bardzo plastyczny. Jak zawsze najwięcej dały końcowe backstitche. Mam niesamowitą frajdę z każdym fragmentem tego salu – kiedy to wyhaftowany obrazek stanowi kolorową plamę, a po dodaniu konturów nabiera niesamowitej głębi, trójwymiarowości i charakteru.
Kolejny fragment jeszcze na mnie czeka do wyszycia, mimo że miałam plany zrobić go prędzej, tak jak młynek… no ale człowiek planuję, a Pan Bóg się śmieje, czy kule nosi – wiecie o co mi chodzi…
Zanim jednak wrócę do łóżka chrychać dalej, planuję na blogu jeszcze jeden wyjątkowy wpis – bo dzisiaj dla mnie jest wyjątkowy dzień – jedyny taki w roku 😉
Pięknie praca. Podobny młynek moi rodzice używali do mielenia pieprzu.
P.S. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia 🙂
U Ani jak zawsze piękna odsłona Salu 🙂 Pozdrawiam
Tak sobie patrzę na ten haft i coraz bardziej mnie zachwyca 🙂 A Ty zdrowiej już 🙂
Piękny !!!