Witajcie kochani! Zaczął się grudzień, a ja nie wiem za co łapać się najpierw. Biegam na zakupy, planuje świąteczne menu, kupuję pierwsze prezenty, sprzątam … i staram się w tym codziennym zabieganiu znaleźć choć kwadrans na szydełko. Najczęściej udaje mi się to wieczorem, a właściwie nocą. Kiedy już wszystko zrobione, psy przed spaniem wyprowadzone, światła w domu pogaszone i wszyscy idą spać, ja siadam w swoim pokoju pod lampą, włączam ukochaną muzykę ( ostatnio zakochałam się w Remusie Stana i jego skrzypcach – posłuchajcie chociaż jego coveru Indili – jest obłędny! Najlepiej słuchać głośno w słuchawkach – wtedy dźwięk skrzypiec dochodzi do wszystkich komórek ciała, a ja czasem muszę przerwać szydełkowanie, bo dłonie drżą, a w oczach łzy … ale to dobre, piękne uczucia…) i dziergam …
Czasem z tego kwadransa robi się godzina, dwie, albo trzy. Szydełkowanie wciąga ogromnie – znacie na pewno syndrom „jeszcze jednego rzędu” 🙂 Skutek tego taki, że ciągle chodzę niewyspana 🙂
Udało mi się ostatnio skończyć, właśnie nocą, moje fioletowe marzenie 🙂 Serwetka spora bo ma prawie 60 cm średnicy, kordonek Maxi w przepięknym odcieniu fioletu, szydełko 1,25mm. Jestem z niej dumna 🙂